Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–ZakilkadnibędęwSajgonie.
Zmarnowanepopołudnie,pomyślałzniechęcią,
schodzączeschodów.Znowuzaklął,gdyzobaczył,
żejegosamochódjestzaparkowanyodobrestometrów
dalej,wcieniu.
Kierowcyniebyłowzasięguwzroku.Guysię
domyślał,żePuapongpewnieflirtujejużzcórką
ogrodnika.
Zrezygnowanypowlókłsięwstronęsamochodu.
Słońceprażyłoniemiłosiernie,falegorącaunosiłysię
zwysypanejżwiremścieżki.Gdyzerknąłwstronę
ogrodu,ujrzałmiodowowłosąsiedzącąnakamiennej
ławce.Wyglądałanazniechęconą.Nicdziwnego,
bodomiastajestdaleko,aBógwiekiedyzjawisię
kierowca.
Aniechtam,pomyślałipodszedłdoniej.Potrzebował
towarzystwa.
Byłapogrążonawmyślachigoniezauważyła.
–Cześć–powiedział.
–Dzieńdobry.–Jejsłowazabrzmiałyneutralnie.
–Słyszałem,żechcesiępanidostaćdomiasta.
–Jużzałatwione,dziękuję.
–Tomożepotrwać.Jadęwtamtąstronę.–Nie
odpowiedziała,więcdodał:–Tożadenkłopot.
Jejbystre,szaro-srebrneoczyzdawałysię
goprześwietlać.Nieboisiębyleczego,pomyślał.
–KierowcaKistneramiałmnieodwieźć...
–Jegoniema,ajajestem.
Znowuspojrzałananiegotwardymwzrokiem.Pewnie
uznała,żejestwporządku,bowkońcuwstała.
–Dziękuję.Będęzobowiązana.