Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wzięliśmyzaopatrzeniedlaNamTha.Ciężkajakdiabli.
Będępotrzebowałpomocy.
Kozlowskizrezygnacjąodpiąłpas.
–Dobra–westchnął–alepamiętaj,niepłacą
mizawywalanieskrzyń.
Maitlandsięzaśmiał.
–Azacociwłaściwiepłacą?
–Zatoizatamto–odparłKozlowskileniwie,
pochylającsięwdrzwiachkokpitu.–Zażarcie.Spanie.
Opowiadanieświńskichdowcipów...
Jegoostatniesłowaprzeciąłogłuszającywybuch,
któryniemalrozerwałbębenkiwuszachMaitlanda.
EksplozjaodrzuciłaKozlowskiego–lubraczejto,
cozniegozostało–zpowrotemdokokpitu.Krew
obryzgałatablicękontrolnątak,żeniemożnabyło
odczytaćwskazańwysokościomierza.Maitlandjednak
goniepotrzebował,byzorientowaćsię,żespadają
bardzoszybko.
–Kozy!–krzyczałValdez,nieodrywającwzroku
odszczątkówdrugiegopilota.–Kozy!
Jegokrzykprawiecałkowiciezagłuszałowyciewiatru.
Dehavillandzadrżałjakzranionyptakwalczący
outrzymaniesięwpowietrzu.Maitland,zmagającsię
zwolantem,wiedział,żewysiadłahydraulika.Mógł
jedynieliczyćnalądowanieawaryjnewdżungli.
Odwróciłsię,byocenićstraty,izobaczyłwchmurze
dymuzakrwawioneciałoLaotańczykarzucone
naskrzynie.Zobaczyłteżświatłosłoneczne
przenikającepoprzezposkręcanekawałkiblachy,niebo
ichmurytam,gdziepowinnabyćklapaluku
transportowego.Cojest,docholery?Czyżbywybuch