Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Takietamdrobiazgi.
–Tyletegobyło,żejużniepamiętasz?
–Nicszczególnego.
–Coukradłeśzapierwszymrazem?
Do-junwestchnął,poczymodpowiedział:
–Baterie.
–Apotem?
–Niepamiętamdokładnie.
–Towyliczpokolei.
–Naprawdęwszystkiegopotrochu.
–Cozrobiłeśztym,cozabrałeś?
–Rozdałembiedniejszymdzieciom.
–Biedniejszymdzieciom?
–Nowiepani,takim,cowyglądają,jakbynicniemiały.
Imwszystkorozdałem,asobieniezostawiłemnic.
Do-junzrobiłminęprawdziwegofilantropa.
–Dzieci,którewyglądają,jakbynicniemiały?
Chłopiec,zawstydzony,niecosięuśmiechnął.Był
przekonany,żeniezrobiłniczłego.Ki-jeongprzemówiła
stanowczo,żebyuświadomićmupowagęsytuacji.
–Ładniesobiewychowałeśwspólników.
–Wspólników?
–Tak,wspólników.Osoby,którepopełniłyprzestępstwo
razemztobą.Twoikoledzy,którzysaminicnieukradli,
przezciebiestalisięwspółwinni.Wszystko,cowziąłeś,
toskradzionemienie.Każdy,ktojeprzyjmie,
automatyczniestajesięwspólnikiem.
–Naprawdę?Świetnie!Takwłaśniemyślałem.–Do-jun
zachichotał.–Przypomniałemsobie,coukradłem.
–Topowiedz.
–To.–Do-junwskazałnanoszoneprzezKi-jeongklapki.
Jegominabyłacałkowitymprzeciwieństwemwyrazu
twarzy,którytowarzyszyłjegoprotestom,gdymówił