Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dużąbiałąwillą.
Wysokieżelaznesztachety,azaniminiewielkiogródek.Nacisnął
klamkęfurtki.Byłazamknięta.Zadzwoniłiczekał.Zprzyzwyczajenia
rozglądałsięuważnie.Okilkanaściemetrówdalejbyławsztachetach
bramawjazdowa,tużzaniąstałokilkazabudowańgospodarskich.
Wyglądałymizernieprzyokazałej,dwupiętrowejwilli.Woknachbyło
ciemno.Musiałybyćszczelniezasłoniętelubteżmieszkańcyjużspali.
Powtórnienacisnąłguzikdzwonkaidopieroterazzauważył
tabliczkęprzyfurtce:
"DrKarolBrunicki
prof.UniwersytetuWarszawskiego".
Tymczasemjakieśbocznedrzwiwilliotworzyłysięzhałasem
ipochwilizafurtkąukazałasiękrępa,niemalkwadratowapostać
zkijemwręku.
—Czegotam?-rozległsięchrapliwygłos.
—Jadopanaprofesora,proszęotworzyć.
Krępyczłowiekzbliżyłdosztachetbrodatątwarz,obrzucił
przybyłegonieufnymspojrzeniemiwzruszyłramionami:
—Pantunikogonieprzyjmuje,tylkowklinice.
—Wiem,aleproszępowiedziećpanu,żeprzyszedł...Fakir...
—Jak?
—Fakir.
Służącyniezdecydowaniezawróciłkudomowi,leczpoparu
krokachzatrzymałsię:
—Fakir?...Nibyzcyrku?
—Niezcyrku,dodiabła!Proszępowiedzieć:Fakir,profesor
będziewiedział.
Upłynęłosporoczasu,zanimbrodaczwrócił,tymrazem
frontowymidrzwiami.Bezsłowawydobyłzzanadrzapękkluczy,
otworzyłfurtkę,przepuściłprzybyłegoistaranniejązamknął.
Kilkomaschodkamiwchodziłosięnaganek.Dwojegrubychdrzwi,
opatrzonychwielomazamkamiizasuwami,prowadziłodoniedużego
przedpokoju.Ścianywyłożonedębowąboazeriąlśniłyczystością,jak
ipodłoga.Miłeciepłouderzyłowwilgotnąoddeszczutwarz.
—Proszęwytrzećnogi-warknąłsłużący,spodełbaprzyglądając