Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięgościowi.Gdytenmożliwienajstaranniejoczyściłobuwie,brodacz
otworzyłdrzwidosąsiedniegopokoju,mruknąwszycoś,comiało
oznaczaćzaproszenie,asamzniknął.
Byłtobardzodużypokój,rodzajhallu,gęstozastawionego
mnóstwemmiękkichmebli,ościanachpokrytychdywanami.Daleko
wrogupaliłasięmałalampkapodrubinowoczerwonymabażurem.
Dziękitemupokójtonąłwpółmrokuiprzybyłegoogarnęłowrażenie,
żeopróczniegojesttujeszczektoś,czyjeoczybaczniegoobserwują.
Wrażenietowciążrosłoistałosiętakdokuczliwe,żeniemógł
goniesprawdzić.Wstałikilkuszybkimikrokamipomiękkimdywanie
dotarłdonajciemniejszegokątapokoju.
Wroguszerokiejkanapyżarzyłysiędwazielonepunkty:kot.
Leżałtamnieruchomoogromny,czarnykot.
Skrzywiłsię.Nieznosiłtychzwierząt.Jużchciałwrócićnaswoje
miejsce,gdynafotelutużobokdostrzegłdrugiegokota.Wzrok
pomałuprzyzwyczaiłsiędoczerwonegozmrokuiznajwyższym
zdumieniemodkrywałniemalnakażdymfotelu,nakażdejsofce,
nakażdymstosieozdobnychpoduszek-koty.Ogromne,tłuste,opasłe
koty.
Psiakrew-zakląłprzezzęby-cóżzaohydnamenażeria!
Wtejchwiliwdrzwiachukrytychzaportierąszczęknąłzamek
inaprogustanąłszczupłyniskiczłowiekwczarnymubraniu.Jego
rękaniezwykledrobnaiuderzającobiaławyciągnęłasięzwolna
dokontaktuijaskraweświatłozalałopokój.
Przyglądalisięsobiewmilczeniu.
Jaksięmasz,Fakir-odezwałsięwreszciegospodarzijego
wąskieustawygięłysięwnikłymuśmiechu.-Cieszęsię,żecięznowu
widzę.
Przybyływyciągnąłrękęimocnopotrząsnąłwąskądłonią
profesora:
Źlesięmam-odparłniskimgłosem-dlategomaszprzykrość
mnieoglądać,kochanyKarolu.
Spojrzałprostowgrubeszkłaprofesora,zzaktórychobserwowały
gobaczniemałeczarneoczy,idodał:
Pozwoliszusiąść?
Ależproszęcię,drogiFakirze,wybaczmojeroztargnienie.