Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zjeśćmakaron,stółlśni.Phoenixjesammakaron,nie
chcedodawaćohydnegoaromatukrewetkowego.
Odmiesięcyniejadłanicrówniepysznego.
Jednazdziewczynwsalonieprzeciągasię,jęczy,ktoś
poruszasięwpokojuwuja.Phoenixsłyszyczyjśgłos.Wuj
niejestsam.Światłozaoknemzmieniasię,ciemnieje.
Późnepopołudnie.Phoenixmazasobącałodzienną
wędrówkęwzimnie.
Zośrodkawyszła,zanimwszyscywstali.Najlepsza
pora,żebysięzmyć.Strażnikównazywalimentorami,ale
tonadalpieprzenistrażnicy;zmienialisięoszóstej,przed
pobudką.Wtedysprawdzaliłóżka,apotem,wciągumniej
więcejgodziny,resztapersoneluprzychodziładopracy.
Phoenixrozkminiławszystkojużnapoczątkupobytu
iwiedziała,żetonajlepszapora,żebyprysnąć.
Anajlepszymdniembyłpiątek,bozazwyczajwypadała
wtedyzmianaHenry’ego.Henrybyłpieprzonymleniem,
którywszystkomiałwdupie.Oszóstejtrzydzieścipewnie
kimałwświetlicy.Planbyłbezzarzutu.
Phoenixspakowałatorbępoprzedniegowieczoru,
ubraniemiałanasobie.Podczaskontroliłóżekleżała
zkołdrąnaciągniętąpodbrodęiudawała,żeśpi.Potem
czekałapoddrzwiami,mentorprzestanieględzić
owszystkichrzeczachbezznaczenia,którewydarzyłysię
poprzedniejnocy,iwreszcieodejdzie.Ranowyobraziła
sobie,jakHenrykiwagłową,jakbywszystkomiałgdzieś,
itylkoczeka,znówbędziemógłzasnąć.Takteżsię
stało,zakwadranssiódmajużchrapał.Phoenix
wyślizgnęłasięfrontowymidrzwiami,jakbytobyłkolejny
zwyczajnydzień,aonabyłazwyczajnąosobą.Drzwinie
zamykalinaklucz,bolubiliudawać,żemają
dodzieciakówzaufanie.Brzęczykwdrzwiachzadzwonił,
pagernabiodrzeHenry’egozacząłwibrować,aleonspał