Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
5
WBREWWOLI
JesieńA.D.1969
NadkrakowskimStarymMiastemunosisięjeszczeecho
Gaudeamusigitur[2].Nasąsiedniejkartcekalendarzamrozisięjuż
listopad.
Takapięknajesień,takipięknyczaswypełnionyskrywaną
czupurnością,pełenśmiałychwspomnieńinieśmiałychplanów.Liście
zdrzew,czapkizgłów.Śmiałeteżjakzwyklegołębie.
Krakowskiebombowce.Każdaławkauwalanagównem.Niemagdzie
usiąść,totrzebaiść.Przysiadanieniesprzyjagorączcemyśli.
Nawojniezaimmobilnośćgroziłaśmierć,jakaśzbłądzonakulka.Ruch
oznaczałżycie.Niemógłbyćpłochliwy,leczśmiały,nawskroś
przemyślany.Wydawaćbysięmogło,żetobyłotakdawnotemu,
atumijajużtrzydziestarocznicawybuchuIIwojnyświatowej.
WiatrszarpiepołamipłaszczadocentaKępińskiego.Zzaotwartych
okienmijanejwłaśniekamienicydochodzigozapachgotowanego
krochmalu.Przezgłowęprzemykawspomnieniematkikonserwującej
pościelprzedwilgociąikurzem.
AntoniidzieulicąNaGródku.
Wzlatujeponaddomy,odlatujewinnąrzeczywistość,wszystko
splatasięzewszystkim,anicznicościąefektpsychodeliczny.
Odmiennystanświadomościkonieczność,byutożsamićsię
zeskrzywdzonymiprzezlosiponiżonymiprzezszaleństwaświata.
Świata,wktórymowszystkimdecydująpieniądzealboobłąkane
ideologie.Tak,terazpsychiatrawiejużcoświęcej,rozumie
dokładniej,odczuwaprecyzyjniej.Amożetotylkoułuda?
Całyświatfantazmatem?