Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wwypielęgnowanymogródkuzgromadąwnucząt
nakolanach.Profilaktyczniewięcbronimnieprzed
wszelkimitrudnymiwyboramizawodowymi,znoszącjuż
itakogromnewyrzutysumienia.Niejednokrotnie
wypominałsobie,żewogóledopuściłdotego,
żeubrałamsięmundur.Jesttodośćnieprzeciętnyprzejaw
troskliwości,doktóregozbiegiemlatprzywykłam.
Szanujęzdanietatyinieprzeszkadzamionowparciu
docelu,bezwzględunato,jakowocnie
bymitoblokował.Osiągamswojezałożeniadzięki
zdyscyplinowaniu,skrupulatnościikonsekwencji.
Dopracyprzykładałamsięnajlepiej,jakpotrafię,
nierzadkoodwalałamrobotęswoją,kolegówitaką,która
zawszesięznajdzie,choćbezniejwszyscymogliby
przeżyć.Węszęnawettam,gdzieinnymsięniechce.
Grzebięwszczegółach,sprawdzamposzlaki,których
innymniechcesięsprawdzać.Lubięsięwykazywać
iudowadniać,żejestemtwardainiezależnaodwpływów
ojca.Agdysięnacośuprę,nigdy,przenigdynie
odpuszczam.
–Piotrze,trzebatosprawdzić,przeszukaćtewalizki.
Pocokomuzimoweubraniawczerwcu?Idlaczegodenat
niemiałprzysobiedokumentów?
–Zostawtęsprawę,Zosiu,zostaw–powiedziałszef
spokojnieiziewnął.–Chłopcyzpatroluzrobilirobotę.
Prokuratorniechcesięwtobawić,atychcesz?Masz
corobić.–Piotrwymowniewskazałnastertę
dokumentówzalegającychnabiurkuobok.–Awogóle,
skądtyśwzięłatęnotatkę?
–Odpatrolówki.
Piotrprzetarłtwarzi,rozpierającsięnakrześle,
wypuściłgłośnopowietrze.