Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gwóźdź.
Torzekłszywydobyłzkieszenichustkęipocząłlewą
rękąowijaćpalecprawej.Aleszłomutakniezgrabnie,
żepannaMaryniawidząctorzekła:
Niedapansobierady,trzebapomóc.
Ipoczęłaobwiązywaćmudłoń,którąonkręcił
nieznacznie,byjejutrudnićzadanie,bomiłomubyło
czućjejdelikatnepalceprzyswoich.Onaspostrzegła,
żejejprzeszkadza,ispojrzałananiego,alewchwiligdy
ichoczysięspotkały,pojęłapowódizarumieniona
schyliłasię,chcącnibywiązaćuważniej.Połanieckiuczuł
blisko,uczułciepłobijąceodniej,więcijemuserce
zabiłożywiej.
Mambardzomiłewspomnieniarzekłzdawnych
moichtutejszychwakacji,aleterazwywiozęjeszcze
milsze.Panijestbardzodobra,aprzytymzupełniejak
jakiśkwiatwtymKrzemieniu.Podsłowem15,nie
przesadzam.
PannaMaryniazrozumiała,żemłodyczłowiekmówi
toszczerze,możeniecozaśmiało,aleraczejprzez
wrodzonążywość,niżdlategożezostałzniąsamnasam;
więcnieobraziłasię,tylkozaczęłanibygderać
żartobliwieswoimmiłym,przyciszonymgłosem:
Proszęminiemówićgrzeczności,bonaprzód,źle
obwiążęrękę,apowtóre,ucieknę.
Toniechpaniźleobwiążerękę,alezostanie.Taki
ślicznywieczór...
Maryniaskończyłarobotęzchustkąiposzlidalej.
Wieczórrzeczywiściezapowiadałsięśliczny.Słońce
zniżałosię,stawniemarszczonypowiewemwiatrulśnił
ogniemizłotem.Wdali,zawodą,majaczyłyspokojnie
olszyny;bliższedrzewarysowałysięwzarumienionymjuż
powietrzubardzoczysto.Napodwórzu,zadomem,
klekotałybociany.
MiłyKrzemień,bardzomiły!powtarzałPołaniecki.
BardzoodpowiedziałaMarynia.