Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Ionapamięta–odrzekłapannaMarynia–iwszyscy
będziemyjejwtympomagali.Gdybybyłaniewyjechała
doReichenhall,byłabymjązaprosiładonas.
–AjabymprzyjechałzaLitkąbezzaproszenia.
–Więczapraszampanawimieniupapyraznazawsze.
–Niechpanitegolekkoniemówi,bomgotównadużyć
grzeczności.Mnietujestbardzodobrze,więcilekroć
będziemiźlewWarszawie,totuucieknę–podopiekę
pani...
TerazPołanieckiwiedziałjuż,żesłowajego
przeznaczonesąnato,byichzbliżyć,bynawiązać
międzynimisympatię,imówiłjerównieumyślniejak
szczerze,amówiącpatrzyłnatęłagodną,młodątwarz,
któraoświeconazachodzącymsłońcemwydawałasię
jeszczespokojniejszaniżzwykle.PannaMaryniapodniosła
teżnaniegosweniebieskieoczy,wktórychbyłojakby
pytanie:„Czymówisztoprzypadkiem,czyumyślnie?”
–iodrzekłaniecociszej:
–Dobrze.
Iobojeumilkliczując,żeistotniecośzawiązujesię
międzynimi.
–Dziwimnie,żepapaniewraca–rzekławreszcie
pannaMarynia.
Rzeczywiściesłońcezaszło;wczerwonawymzmierzchu
począłkrążyćcichymlotemlelek,awstawieozwałysię
żaby.
LeczPołanieckinieodpowiedziałnauwagępanienki
ijakbypogrążonywewłasnychmyślach,zacząłmówić:
–Janieanalizujężycia,boniemamnatoczasu.Gdy
mijestdobrze,jaknaprzykładwtejchwili,toczuję,
żedobrze;gdyźle,toźle–otiwszystko.Aleprzedpięciu
lubsześciulatybyłoinaczej.Byłanascałapaczkaludzi,
którzysięschodzilinarozprawyoznaczeniużycia.Było
kilkuuczonychijedenliterat,dziśdośćznanywBelgii.
Zadawaliśmysobiepytania:„Dokądidziemy?Jaki
wszystkomasens,jakąwartośćijakikoniec?”.