Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Słuchaj!niemalwysyczałtosłowo.Kochamcię,
Jane.Kochamcię,choćmnieraniłaśtwąprzeklętą
pogardą.Kochamtwojątwarz,twojeoczy,twojedrogie,
smu​kłeciało...
Odwróciłatwarzjaknajdalej,byjegochciwewarginie
mogłyznaleźćjejust.Apotemzwestchnieniemulgi
usły​szałagłosojca,którywo​łał.
Gdzieje​steś,Jane?
Hamonpuściłpannęicofnąłsięchwiejnie,
wstrzą​śniętyibeztchu.
Bar​dzomiprzy​kromruk​nął.
Niemogłasięzdobyćnaodpowiedź,tylkowskazała
mudrzwi,bywszedłdodomu.Samapozostałajeszcze
paręminut,usiłującodzyskaćpanowanienadsobą.Lord
Creithwpatrywałsięwniąnatężonymwzrokiem
krót​ko​wi​dza.
Stałosięcozłego?spy​tałude​rzonyjejbla​do​ścią.
Nie,papo.
Obejrzałsię.Hamonwszedłprzezotwartedrzwi
dosa​lonu.
Dzikiczło​wiek.Wy​rzucęgo,je​żelichcesz.
Za​prze​czyłaru​chemgłowy.
Toniepotrzebne.Tak,jestodrobinędziki.Jeżelinie
wy​je​dzieju​tro,za​bie​rzeszmniezesobądoLon​dynu?
WyjeżdżamdoLondynutakczyowakodparłlord
zzadowoleniem.Czychcesz,abympomówił
zHa​mo​nem?
Toniepotrzebneodpowiedziała,alordCreith
odszedłdoswegogabinetuzwestchnieniemulgi,gdyż
nie​na​wi​dziławan​tur.