Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
szybkiwymieniononatakie,którewpuszczaływięcej
światła.Niecodalejpierzastegałęziemodrzewiakołysały
sięłagodniewtęizpowrotemnaledwieodczuwalnym
nocnymwietrzyku.Biednystarymodrzew!Byłtakiczas,
gdyrósłnaprzyjemnymtrawniku,adelikatneźdźbła
podpełzałypieszczotliwiepodsamjegopień;obecnie
jednakmurawępodzielononadziedzińceorazobskurne
tylnepodwórka,modrzewzaśuwięzionoiobłożono
kamieniamibrukowymi.Śnieggrubąwarstwąpokrywał
jegokonaryiopadałniekiedybezgłośnienadół.Stare
stajniepowiększonoiprzekształconowposępnyciąg
nędznychdomówprzylegającychdoprastarych
posiadłości.Aponadwszystkimitymizmianami
zokazałegownędzneroztaczałsiępurpurowynieboskłon,
niezmiennywswymprzepychu!
Ruthprzycisnęłaczołodozimnejszybyinadwerężała
boląceoczy,wpatrującsięwcudownenocneniebo
zimowe.Targałniąsilnyimpuls,bypochwycićszal
iowinąwszynimgłowę,wyruszyćnaprzechadzkę
irozkoszowaćsiępięknem;ibyłtakiczas,kiedy
tonatychmiastposzłabyzagłosemowegoimpulsu;teraz
jednakoczyRuthzaszłyłzamiistałazupełnie
nieruchomo,śniącodniachminionych.Ktośdotknąłjej
ramienia,gdybłądziłamyślamigdzieśdaleko,
wspominającdawnewieczorystyczniowe,które
przypominałydzisiejszy,choćprzecieżbyłytakodniego
różne.
–Ruth,kochana–szepnęładziewczyna,która
mimowolnieprzyciągnęładosiebieuwagę,gdydostała
uporczywegoatakukaszlu–chodź,zjedzkolację.Nie
wieszjeszcze,jakbardzotopomagaprzetrwaćnoc.
–Jednachwilabiegu–jedenpowiewświeżego
powietrzaposłużyłbymibardziej–odparłaRuth.
–Niewtakąnoc,jakta–odparładziewczyna,
zadrżawszynasamąmyśl.
–Adlaczegoniewtakąnoc,jakta,Jenny?–zapytała
Ruth.–O!Wdomuwielokrotniebiegałamścieżką
ażdomłyna,pototylko,byzobaczyćzwisające
zwielkiegokołasoplelodu;araz,gdywyszłam,prawie