Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Nictupomnierzekłakobietaipobiegładolasu.
Jordanwestchnął.
-Świętaracja.
Iruszyłzanią.
Przebieglirazemkilometrczydwa,starającsięunikaćkolczastych
krzakówiniskowiszącychgałęzi.Terenbyłnierówny,aledziewczyna
byłaniezmordowana.Dopierogdydotarlidoprzeciwległegokrańca
lasku,Jordanzauważył,żejejoddechstałsięurywany.
Byłzupełniewykończony,gdyzatrzymalisięnaskrajupola,
byodetchnąć.Nabezchmurnymniebieświatłoksiężycarozlewałosię
jakmleko.Ciepływiaterekniósłzapachspadającychjesiennychliści.
-Powiedzmiwykrztusiłpomiędzyjednymadrugimhaustem
powietrzażyjeszztego?
-Niejestemzłodziejką,jeżeliotopytasz.
-Alezachowujeszsięjakzłodziejka.Iubierasz.
-Niejestemzłodziejką.Gdyoparłasięopieńdrzewa,widać
było,jakajestzmęczona.Aty?
-Ja?Skąd!Niejestemzłodziejem.Chciałemzrobićkomuśkawał.
Towszystko.
-Rozumiem.
Podniosłagłowę,bymusięprzyjrzeć.Wksiężycowymświetle
widaćbyłomalującysięnajejtwarzysceptycznyuśmieszek.Teraz,
kiedynieszarpalisięjakparadzikusów,stwierdził,żejestdrobna.
Przypomniałsobie,jakjejokrągłościdobrzeukładałysiępodciężarem
jegociała,iogarnąłgonagłyprzypływpożądania.
Niemógłdobrzerozpoznaćjejrysówzpowodukamuflażu,alejej
głosłatwobyłozapamiętać.Niskiigardłowy,jakmruczeniekota.
TonieAngielka.Amerykanka?
Dalejmusięprzyglądała.
-Cowyjąłeśzszafy?zapytała.Toteżmiałbyćkawał?