Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Noi?–szepnęłazniepokojem.–Jakciposzło?
-Nienajlepiej.Niemiałaśracji,mówiąc,żesłużbamawolne.
Kamerdynerbyłwdomu.Mógłmniezłapać.
-Nonie–jęknęłacicho.–Awięccisięnieudało...
-Wprostprzeciwnie.Sąnagórze.
-Zrobiłeśto!–NatwarzyVeronikiodmalowałsiępełenszczęścia
uśmiech.–Och,Jordie!–Objęłagoiupaprałamusmokingłososiem.
–Ocaliłeśmiżycie.
-Wiem,wiem.–Zobaczył,żezbliżasiędonichmążVeroniki,
Oliver,toteżnatychmiastuwolniłsięzjejramion.–Ollieidzie–rzekł
półgłosem.
Veronicaodwróciłasięiautomatyczniewłączyłaswój
tysiącwatowyuśmiech.
-Kochanie,jesteśwreszcie!Zgubiłeśsię.
-Niewidać,żebyśsięzamnąstęskniła–mruknąłsirOliver,
poczymprzyjrzałsięponuroJordanowi,jakgdybychciałocenićjego
prawdziwezamiary.
Biednygość,pomyślałJordan.Każdymężczyzna,którypoślubiłby
Veronicę,zasługiwałbynalitość.SirOliverjestprzyzwoitymfacetem,
potomkiemświetnejrodzinyCairncrossów,producentówciasteczek
doherbaty.Starszyodniejodwadzieścialat,łysyjakkulabilardowa,
zdołałzdobyćjejrękę–iwłożyćnajejpalcedostatecznąilość
brylantów.
-Robisiępóźno.Veronico,powinniśmyjużiść.
-Takwcześnie?Dopieropodwunastej.
-Ranomamzebranie.Jestemtrochęzmęczony.
-Nodobrze,widzę,żerzeczywiściemusimy–westchnęłaiposłała
Jordanowiprzebiegłyuśmiech.–Dziśchybabędędobrzespała.
Dopilnujtego,żebyśspałazmężem,pomyślałJordanipokręcił
głową.