Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mojąfirmę.Ubranybyłemwbiałąkoszulęigarnitur,
wszystkouszytenamiarę.Podszyjąwidniałgrafitowy
krawat.Tak,wiedziałem,jakitojestkolorgrafitowy,
wprzeciwieństwiedodziewięćdziesięciuprocent
mężczyznwtymbiurowcu.Wyglądałemjakniemal
wszyscybiznesmeni,którzykręcilisięwłaśniepoholu
głównym.Szpanowałem,zupełnietaksamojakoni.
Odbiłemswojąkartęwbramcedowindiwsiadłem
dopierwszej,którasiępojawiła,razemztrójkąinnych,
całkiemobcychmiosób,bezprzerwyzesobą
debatujących.Przycisnąłemguzikznumeremtrzydzieści,
czymsprawiłem,żeludziewwindziezamilkli.Spojrzałem
nanichpytająco,alemomentalnieodwróciliwzrok.
Jechaliśmywabsolutnymmilczeniudodwudziestego
piątegopiętra,naktórymwysiedli.Dziwneuczucie.Jakby
sięmniebali…Wgłowieprzeanalizowałem
rozmieszczeniebiurwbudynku.Tonietak,żecały
biurowiecnależałdonaszejfirmy.Byłotujeszczesporo
pomniejszychfirm,którewynajmowałyposzczególne
piętra,ale,oiledobrzepamiętałem,todwudziestepiąte
zajmowalinasirewidenci.Osobnicy,którzyjechalizemną
windą,musieliwięcbyćmoimibezpośrednimi
podwładnymi.Będęmusiałsiętemujeszczedziś
dokładniejprzyjrzeć.
Dojechałemnapiętrotrzydzieste,gdziemieściłysię
gabinetygłównegozarządunaszejfirmy.Odrazu
podążyłemdotegonależącegodomojegobrata,
podrodzeignorującwołającąmniesekretarkę,
iwszedłemdośrodkabezpukania.Nakanapiesiedział
jegoasystentFilip,iprzedstawiałMichałowiplandnia.