Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Carlsiedziałprzybiurkuinierobiłnic.
Świecawstarymmatczynymlichtarzudawnosięwypaliłaiwizbie
byłociemnodosłowniejakwlochu.
Siedziałirozkoszowałsięniezachwianąpewnością,żenikt
muwtejchwilidogabinetuniewlezieiniezaproponujenaprzykład
zapalenianowejświecy.
Jegogospodyni,Emilia,dawnojużpołapałasięwobowiązującym,
niepisanym,ażelaznymharmonogramiedniainawetgdybysięwaliło,
otejporzenieośmielisięzakłócićjegospokoju.
Cowięcej,niepozwolinikomuinnemutegouczynić.
Wnajgorszymzaśraziesięgniepostarą,wysłużonąmiotłę,
trzymającąwartęwkąciesieniizwerwą,któranierazijegosamego
zadziwiła,pozbędziesięintruza.
Międzyinnymizatojejpłaciłitosowicie.
„Onizapewnewyobrażająsobie,żejatusiedzęzakopanypouszy
wpapierzyskachipracuję;tewszystkiegłupkiprzechodzące
poszychcieobokmegodomu,wyskakującewgórę,jakpajace
zpudełka,byzajrzećprzezoknodownętrzaizbyi,rzeczjasna,
zobaczyćowestosytalarów,wktórychsięrzekomopławię!Carl
dziobałwściekleostrzemcyrklawkartkęzkalkulacjąkosztów.
Ijeszczeteichwstrętnedzieciarywspinającesięwieczorami
napalceajaktozamało,tonadrzewo,napłot,anierzadko
wchodzącejednodrugiemunaplecy,bychoćrazbyćświadkiemowej
mrożącejkrewwżyłachsceny,kiedytoczarne,włochatediabły
przybywająceprostozdnapiekieł,wsypująmiprzezkomincałeworki
talarów,wzamianzamojąduszę…”
Carlotrząsnąłsięzniechęciągraniczącązobrzydzeniem.Szczerze
niecierpiałdzieciitozwzajemnością.