Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ5
Siedzęjużodgodzinyprzystolewkuchni.Obiadzdążył
wystygnąć,chociażsamaniewiem,czyzapiekankę
możnawogólenazwaćobiadem.Odkilkudniniewiduję
Stefana.Martwimnietenstanrzeczy,boskorozniego
takiuciekinier,tonapewnoniesiedziwcieplutkim
mieszkaniu,tylkobiegasamopasponieznanych
terenach.Możewpadłdoinnychsąsiadówwodwiedziny?
AmożeAleksgoprzepędził?
Wielepytańchodzimipogłowie,awśródichplątaniny
widzętwarzzmartwionejLaury,bardzozżytejztym
kotem,wprzeciwieństwiedoswojegobratasadysty.Kto
normalnyterroryzujezwierzętaizamyka
jewzamrażalniku?Apotemdziwisię,żeuciekają…
Teniepokojącemyślinękająmniedotegostopnia,
żemuszęsprawdzić,czytemubiednemukotunicsięnie
stało.Poprostu,muszęmiećcholernąpewność,żejest
całyizdrowy,noiwotoczeniukochającychgoludzi.
Wstajęiidędoprzedpokoju,zabierającpodrodzetylko
klucze.Wiążętrampkibylejak,całkowicieignorując
ogromnąchęćzapleceniaidealnychkokardek.
Wychodzęzmieszkania,zamykamdrzwiizbiegam
nadół,poprawiającpoluzowanykucyk.Będąc