Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dzięki–mruknęłam,wpychającjąsobiedoust.
Cytrynowo-żurawinowa.
Jaknakomendęodwróciliśmysięwstronęściany.
Malowidłowyglądałozasadniczonaskończone,
zwyjątkiemprawegorogu.
–Szopjestwporządku–poinformowałamgo.
Kiedynieodpowiedział,obejrzałamsięnaniego.
Zbliskawyglądałjeszczelepiej.Rzęsydolnychpowiek
miałdługieiczarnejaktońjezioraopółnocy.Rzucały
delikatnecienienajegopoliczki,wdziwnieuroczysposób
kontrastujączroboczymstrojem.Ponownieprzyjrzałam
sięmuralowi.
–Niejest…okropny.
Ciszębezostrzeżeniarozdarłjegośmiech,brzmiący
niczymeksplozjafajerwerku:akustyczneucieleśnienie
czystejradości.
–Powiedzmi,conaprawdęonimmyślisz.
–Poprostu…toniejestto,cobymwybraładlatego
wnętrza.Wciąguostatnichsześciumiesięcywielesię
tuzmieniło.
Mójszefuznał,żeprzestrzeńwymaga…modernizacji.
Zniszczonekrzesłazwiśniowegodrewnazastąpiono
siedziskamizczarnegoplastiku.Turkusoweścianyzostały
pomalowanenabiało.Ześcianzniknęłyplakaty
zreprodukcjamiRenoira.
PopełniłambłądiponowniespojrzałamnaWilla.
Sposób,wjakimisięprzyglądał,zjakąśdziwną
fascynacją,wprawiłmniewzakłopotanie.
–Nielubiszzmian?
–Podobałomisiętak,jakbyłowcześniej.–Wskazałam
nakątprzyoknie.–Wtamtymmiejscustałystaryfotel
obitypomarańczowympluszemiregałzksiążkami
kucharskimiNigelliLawson.–Małoktojeprzeglądał,ale…
ByłamwielkąfankąNigelli.–Tamwisiałazasłona
zdrewnianychkoralików.–Gestemwskazałamdrzwi