Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Alicjaczułarozedrganie.Wypiłajużdrugątegoporanka
kawęikolejnyrazusiłowaładodzwonićsiędoDoroty.
Telefonnieodpowiadał.
–Cholerajasna–zaklęłapodnosem,odkładając
komórkęnablatkuchenny.
–Powiedziałaś„cholera”,słyszałam.–Matyldaradośnie
klasnęła.
–Dorośliczasemtakmówią–wyjaśniłanaprędce
Alicja.–Conieznaczy,żemaszsięuczyćtakichsłów.
Lepiejidźdoswojegopokojuipościelłóżko.Konradzaraz
wrócizbułeczkami,zawołamcięnaśniadanie.
Matyldawydęłausta,wzruszyłaramionamiiposłusznie
wyszłazkuchni.Zauważyła,żetongłosumatkijest
nadzwyczajostry,wolałazatemniepodejmowaćdyskusji.
Miałanadzieję,żetoprzejściowe.Jużoddawnachciała
porozmawiaćnatematużywaniabrzydkichsłów,ustalić
jakiśkompromiswtymzakresie.Wszkolewielukolegów
przeklinało,aonadostawałareprymendy,nawetkiedy
wymsknęłojejsię„kurde”lub„cholera”.Uważała,
żetoniesprawiedliwe,tymbardziejżemamaczasemteż
takwłaśniemówiła.Dzisiajwreszcieprzyłapała
jąnagorącymuczynku,alecoztego,skoroledwieotym
napomknęła,mamakazałajejiśćdopokoju,żebyścielić
łóżko.Takwłaśniekończąsiętrudnerozmowy
zdorosłymi.Niematematu.
Alicjawestchnęła.Byłojejprzykro,żetenniedzielny
poranektakwygląda.Wolałabywylegiwaćsięwłóżkulub
razemzMatyldąiKonrademobejrzećjakiśfamilijnyfilm,
jednakzdenerwowaniewzięłogórę.Podejrzewała,
żeKonradposzedłdosklepupoto,żebyzejśćjejzdrogi.
Mieliprzecieżpieczywo,niemusiałbiecnastację