Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–„Zabawmnie”?–powtórzyłam.–Zanamiodbywasię
festyn.
–Ludzkiezabawymnienieinteresują.
–Wtejchwilinawetniejesteśsmokiem.–Niebył.
Wswojejobecnejpostacibyłchłopakiem,młodym
mężczyznąniewielestarszymodemnie.Tyle
żezzielonymiwłosami,rubinowymioczamiiostrymi,
szponiastymipaznokciami.–Jakimcudemwogólejesteś
człowiekiem?
–Wszystkiesmokipotrafiązamieniaćsięwludzi–rzucił
iuśmiechnąłsięjeszczeszerzej.–Dotegoczasu
właściwieniećwiczyłem.–Zdmuchnąłgrzywkęzoczu.
–Zawszesądziłem,żeludziesąnudni.
Założyłamręcenapiersi.
–Ajazawszesądziłam,żesmokisąwielkie
imajestatyczne.Tybyłeśledwiewiększyodwęgorza.
–Węgorza?–Myślałam,żegozdenerwuję,ale
onwybuchnąłśmiechem.–Todlatego,żejeszczenie
osiągnąłemmojejdojrzałejformy.Jakosiągnę,będziesz
podwrażeniem.
–Akiedytobędzie?–zapytałam,niemogąc
powstrzymaćciekawości.Całamojawiedzaosmokach
pochodziłazlegendiopowieści,ateniewielemówiły
osmoczymdojrzewaniu.
–Wkrótce.Powiedziałbym,żezajedenludzkirok.
Najwyżejzadwa.
–Tomałoczasu.–Pociągnęłamnosem.–Nie
wyobrażamsobie,żebyśzdołałtyleurosnąćwciągu
roku.
–Achtak?Wtakimraziesięzałóżmy.
Pochyliłamsię.Moibraciauwielbializakłady,alenigdy
niepozwalalimidołączyćdozabawy.
–Mamsięztobązakładać?Smokiniesąznane