Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałdrugi
R
anoprzychodziKopl.Wizbiejestzimno.Szybyokiennecałe
sąpokrytekwiatamiwymalowanymiprzezmróz,aGlika,
patrzącnanie,myśli:nPrzeklętyogród”…Nadrewnianejławie
wciążjeszczewylegująsięobajsynowiePantla.Obokkuchenne-
gopiecawalająsięfajerkiistoiżelaznygarnekpełenwody.Kopl
stukabutemobut,zacieraręceidmuchawpięści.
–Dzieńdobry–mówi,ajegogłosrozlegasięwchłodnejizbie,
jakbydobywałsięzbeczki.–Oho,trochęzimno.–Podchodzi
dostolika,którystoiprzyjednymzokien,iuwolniwszyuszy
zwielkiegopluszowegokapelusza,siadanastołku.
–Niepojechałeśnakolej?–Pantelniemożesiępowstrzymać
odpytania,mimoiżwłaśnieodmawiamodlitwę.Chodzipoizbie
owiniętywpożółkłyodbrudutałes,prężącpodjegofałdami
swojemałe,krępe,tryskającezdrowiemciało.
–Eee,niemazkim–odpowiadaKoplipokasłuje.Widać,
żejestjużpojednymgłębszym.–Ktobytamjeździłwtaki
mróz?!
Pantelkończymodlitwęwpośpiechu.Kiwasię,spluwaszyb-
konadwiestrony,zrzucatałesitefilin,wygładzarękaw,nasuwa
ażpobrwiszpiczastączapęzbaraniegofutraichwytaKoplaza
klapępodszytejfutremkapoty.
–Wiesz–mówi.Jegonozdrzaotwierająsięszeroko,ana
roześmianejtwarzytworząsięniezliczonefałdki,wśródktórych
przebłyskująoczy.–He,he,cośwymyśliłemtejnocy…Chodź,
poszukamyJankielaipójdziemydoRudegoEliego.
21