Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pierwszestrzałyniebyłyzaskoczeniem.Ostrakanonadawbiłasię
wpancernedrzwi.
–Przestrzelilioponę!Jesteśmyuziemieni!–zerknęłamnaSarę,
słyszącgłosRodrigueza.
–Dostaliśmypokołach!–krzyknąłSanchez.
Zwozuprzednamiwydobywałysiękłębyczarnegodymu.
–Naskały!Graham,Thomas–ubezpieczaciewejście.Reszta
ruchy!Ruchy,ludzie!
Wyskoczyliśmyzwozówikryjącsięzanimi,czekaliśmynaznak
Jacka.Wskazałgestemrękikierunek.Odbezpieczyłamkarabin
itrzymającniskogłowę,puściłamsiębiegiemwmiejsce,które
wydawałosiębezpieczne.Chłopcyzanamiotworzyliogień,
ubezpieczającnasprzedkulamiprzeciwników.Rzuciłamplecak
naziemię,skryłamsięzaskałąigdytylkoznalazłamdogodnemiejsce,
wycelowałam,bydaćimszansęnabezpiecznedotarcienagórę.
Rozproszyliśmysięnaskalnychpółkach,bymócnawzajemsię
ubezpieczać.
Kurwa!Wszystkoposzłonietak!Tomiałabyćszybkaakcja!
Tymczasemmijałykolejnecholerniedługieminuty,amycoraz
bardziejgrzęźliśmywgównie!Naniczdawałasięwymianaognia.
Przeciwniknajwyraźniejbyłdużolepiejprzygotowanyniżmy,
adotegocholerniezdeterminowany,bynabićnaszegłowynapal.
Urywaneoddechymojejdrużynyginęłypośródkawalkady
iodgłosówkulwbijającychsięwskalneścianyzanaszymiplecami.
Ostrożnierozejrzałamsiędookoła,starającsięnieunosićgłowy.
Kevlarowyhełmniedawałstuprocentpewności,żejakaśkulanie
przebijeczaszkinawylot.Poprawejstroniewidziałamtwarze
wykrzywionewgrymasachbóluikrwaweplamy,którerozlewałysię
namundurach.Gniewmieszałsięzestrachem,sercegłośnodudniło,
bezsilnośćzaciskałagardło,aadrenalinautrzymywałaciałowstanie