Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jużjaterazufam,żewaszmośćisiebie,imnieocalisz.
Tosięrozumieodpowiedziałstarywygagłowaodtego,żeby
oskórzemyślała.Awaćpannętakemjużpolubił,żezaniąjako
zawłasnącórkąbędęobstawał.Najgorszetylkoto,żeprawdęrzekłszy,
saminiewiemy,gdzieuciekać,boćitaZołotonoszaniezbyttopewne
asilum.
Towiemnapewno,żebraciawZołotonoszy.
alboichniema,bomogliwyjechać,adoRozłogówpewnienie
drogą,którąmyjedziemy,wracają.Więcejjaliczęnatamtejsze
prezydium.Żebytakchoćzpółchorągiewkialbozpółregimenciku
wzameczku!AleotiKahamlik.Tymczasemprzynajmniejoczerety
podbokiem.Przeprawimysięnadrugąstronęizamiastzbiegiem
kugościńcowiciągnąć,pociągniemywgórę,żebyśladpomylić.
Prawda,żezbliżymysiędoRozłogów,aleniebardzo…
ZbliżymysiędoBrowarkówrzekłaHelenaprzezktóre
doZołotonoszysięjedzie.
Toilepiej.Stójnowaćpanna.
Napoilikonie.NastępniepanZagłobazostawiwszyHelenędobrze
ukrytąwzaroślachpojechałwyszukaćbrodu,któryznalazłzłatwością,
boleżałokilkadziesiątzaledwiekrokówodmiejsca,doktórego
przyjechali.Właśnietamtędyowiczabanowieprzepędzalikonie
nadrugąstronęrzeki,którazresztącałabyładośćpłytka,jenobrzegi
miałamałodostępne,bozarosłeibłotniste.Przeprawiwszysiętedy
nadrugąstronę,ruszylispieszniewgóręrzekiijechalibez
wytchnieniadonocy.Drogabyłaciężka,bodoKahamlikuwpadało
mnóstwostrumieni,którerozlewającsięszerzejprzyujściach,
tworzyłytuiowdzietrzęsawiceitopieliska.Trzebabyłocochwila
wyszukiwaćbrodówlubprzedzieraćsięprzezzaroślatrudne
doprzebyciadlajezdnych.Koniepomęczyłysięokrutnieizaledwie
wlokłyzasobąnogi.Chwilamizapadałytak,żeZagłobiezdawałosię,
niewyleząjużwięcej.Nakoniecwydostalisięnawysoki,suchy
brzeg,porosłydębiną.Alejużteżnocbyłagłębokaiciemnabardzo.
Dalszapodróżstałasięniepodobieństwem,bowciemnościachmożna
byłotrafićnachłonącebagnaizginąć,więcpanZagłobapostanowił
czekaćranka.
Rozsiodłałkonie,popętałjeipuściłnapastwisko,poczymjął
zbieraćliście,wymościłznichposłanie,zasłałczaprakamiiokrywszy
burkąrzekłdoHeleny: