Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Podwieczórulewazwiększyłasjeszcze.Chmielnicki
ręcezacierałzradości.
Niechjenosteprozmiękniemówił
doKrzeczowskiegoaniebędęsięwahałwstępnym
bojemizusariąsiępotykać,gdyżoniwswychciężkich
zbrojachwbłociepotoną.
Adeszczpadałipadał,jakbysamoniebochciało
Zaporożuprzyjśćwpomoc.
Wojskaokopywałysięleniwieiposępniewśródstrug
wody.Ogniniemożnabyłorozpalić.Kilkatysięcy
ordyńcówwyszłozobozupilnować,abytaborpolski
korzystajączmgły,faliinocyniepróbowałsię
wymknąć.Poczymzapadłaciszagłęboka.Słychaćbyło
tylkoszelestulewyiszumwiatru.Zapewneteżniktnie
spałwobuobozach.
Nadranemtrąbyzagraływpolskimoboziedługo
iżałośnie,jakbynatrwogę,potembębnytuiowdzie
zaczęływarczeć.Dzieńwstawałsmutny,ciemny,
wilgotny,nawałnicaustała,alepadałjeszczedrobny
deszczyk,jakobyprzesiewanyprzezsito.
Chmielnickikazałuderzyćzdziała.
Zanimwnetozwałosiędrugie,trzecie,dziesiąte
igdyzobozudoobozuzaczęłasięzwykłazarmat
korespondencja”,panSkrzetuskirzekłdoswego
kozackiegoaniołastróża:
Zachar,wyprowadźmnienaszaniec,abymzaś
mógłwidzieć,cosiędzieje.
Zacharsambyłciekawy,więcniestawiałoporu.
Poszlinawysokinarożnik,skądwidaćbyłojaknadłoni
zaklęsłąniecodolinęstepową,topieliskażółtowodzkie
iobawojska.AlezaledwiepanSkrzetuskispojrzał,
wrazsięuchwyciłzagłowęiwykrzyknął:
NaBogażywego!tożtojestpodjazd,nicwięcej!
Rzeczywiście,wałyobozukozackiegorozciągałysię
bliskonaćwierćmili,gdytymczasempolskiwyglądał
wporównaniuznimjakbyszańczyktylko.Niewność
siłbyłatakwielka,żezwycięstwoKozakówniemogło
byćwątpliwym.
Bólścisnąłsercenamiestnika.Nienadeszławięc