Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
3
ZŁOŚĆICIEKAWOŚĆokazałysięsilniejszeodstrachu,choćnie
miałempewności,czykolesiewglanachnieczekająnamnieprzed
wejściem.Wychyliłemsięzłazienki,skanującprzezchwilęotoczenie,
zdecydowałemdołączyćdogrupkiprzechodzącychobok
nastolatków.Niepamiętam,kiedytakbacznieobserwowałem
otaczającychmnieludzi.Zopuszczonągłową,aleuniesionymioczami
wyszedłemzbudynku.
Naszczęścieprzestałopadaćizrobiłosiędośćciepłojak
nawrzesieńwLondynie.Amożetokrewjeszczewemnienieostygła.
Weleganckimpłaszczuigarniturzezafortunęwzbudzałem
zainteresowaniewtejczęścidzielnicy,októrejistnieniuniemiałem
nawetpojęcia.Wcisnąłemportfelitelefonwciasnekieszeniespodni.
Niezatrzymywałemsię.Idąc,poluzowałemkrawat,zdjąłempłaszcz
imarynarkę,poczymwcisnąłemjedonajbliższegokoszanaśmieci.
Skręciłemwgłównąulicę,kierującsiękuwyrastającym
nahoryzonciewieżowcom.Ichlodowateobliczanabierałyrumieńców
wpoświaciezachodzącegosłońca.Zdałemsobiesprawę,żeprzez
ostatnielataniewidziałemniczegorówniepięknego.No,może
zwyjątkiemrosnącejsumynamoimkoncieibiustusekretarkiprezesa.
Alezemniecholernyromantyk!Niechtoszlag.Zaśmiałemsięnagłos.
Przechodzącaobokkobietawśrednimwiekuspojrzałanamnie
inatychmiastprzeszłanadrugąstronęulicy.Uśmiechpowolizniknął
zmoichust,aadrenalinaznowuzaczęłałaskotaćżołądek.
Tadziewczyna…Jakbymtylkomiałterazprzedsobą,
wytrząsnąłbymzniejwszystko.
Wydłużyłemkrok.Zaczynałosięściemniać,powietrzebyło
chłodniejsze.Zchodnikówuniosłasięwilgoć.Londynznówstałsię
sobą.Bezpłaszczaimarynarkinietylkoziąbdobierałmisiędoskóry.