Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bypołożyćimkres,nawetjeśliokazywałysiędaleceprzesadzone.
szepnąłdosiebiezulgą.
Dostrzegłwreszcielicheświatełkawoknienapierwszympiętrze
ipodbiegł,nadalpochylony,dościanybudynku.Niestetymarkizanie
ułatwiłamuwżadensposóbzadania,boaninieodnalazłżadnejliny,
aninawetdrabinkipodtrzymującejbluszcz,żeosamympnączunie
wspomni.Trudno.Musiałwykorzystaćto,comiałprzysobie.
Zkieszonkiukrytejwcholewcebutawydobyłniewielkisztylet
iwbiłgowspoinęmiędzykamiennymibloczkamimuru.Kruszyłasię!
Doskonalepomyślał,uśmiechnąłsiępodnosemirozpocząłmozolną
wspinaczkę.Ściana,porośniętatuiówdziemchem,niebyła
najłatwiejszą,jakąprzyszłomudotejporypokonywać,zwłaszcza
żezaczęłosiąpićibutyślizgałymusięnawilgotnejpowierzchni,
azziębniętemięśnie,odwykłeoddługotrwałegowysiłkui
cotuukrywaćzmęczonewiedzionymostatniotrybemżycia,
odmawiałyposłuszeństwa.
Szlagbyto!zakląłpodnosem,gdywolnadłońsięobsunęła
imusiałwypuścićsztylet,bydrugązłapaćsięściany.Naszczęścienie
zostałowieledrogidoprzebycia.Wystarczyłopodciągnąćsięodrobinę
wyżej,bymócstanąćnagzymsie,zktóregozamomentsięgnie
parapetu.
Nagleoknowsypialnimarkizyotworzyłosięzhukiemiujrzał
wyciągniętewjegostronęostrozakończonepaznokcie.Przedoczami
stanąłmuobraz,wktórymichwłaścicielkawypychagonazewnątrz,
aonspadaoderwanyodmuruilądujezrozbitągłowąnajakimś
kamieniualbojeszczegorzejnawłasnymsztylecie,któryjakimś
trafemsterczyostrzemdogóry.
Przełknąłgłośnoślinę,gdykobiecepalcedosięgłyjegogęstych,
jasnychwłosów,alezorientowałsię,żepróbujągowciągnąć,anie
strącić,dlategoodetchnąłzulgąiskwapliwieskorzystałznadarzającej
sięokazji,bywdrapaćsiędośrodka.
Och,kwiatuszkuzwracałsięwtensposóbdowiększościkobiet,
abyprzypadkiemniepomylićichimiondziękiBogu,żewyjrzałaś
wostatnimmomencie,wprzeciwnymrazieranotrzebabybyłozbierać
mojeszczątkizbruku.
Oilesięorientuję,nadolemamytrawęiniejesttutakznowu
wysokozaszczebiotała.
Wolałbymjednakniesprawdzaćtegonawłasnejskórze.
Zeskoczyłzparapetuizgalanteriąująłjejdłoń,poczymzbliżył
doswoichust.