Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tażałoba?Poznawałmnie,oczywiście,ajagonie
poznaję.Ipocowłaściwieludzienosząkrepę?Wcale
imniedotwarzywżałobie.Zdajemisię,żejeśliprzyjrzę
musięzbli​ska,togojed​nakpo​znam...”
Icośjakbyzaczynałomusięprzypominać,nibyjakieś
znaneinagle,niewiadomojak,zapomnianesłowo,które
człowiekzcałychsiłchciałbysobieprzypomnieć;zna
jedoskonale;wiedokładnie,coonooznacza,krąży
dokołaniego,alewżadensposóbniemożegosobie
przy​po​mnieć,choćbijgłowąościanę!
„Tobyło...Tobyłodawno...itobyłogdzieś...Tutaj
tobyło...tutaj...e,dodiabłaznim,byłoczyniebyło!
krzyknąłnaglezezłością.Czywartootakąkanalię
głowęso​bieła​mać!...”
Rozzłościłsięokropnie;alewieczorem,gdy
przypomniałsobie,żesięrozzłościł,ito„straszliwie”
zrobiłomusięprzykro:jakbygonaczymśprzyłapano.
Za​nie​po​koiłsięizdzi​wił:
„Musząbyćprzecieżpowodymejzłości...bojakże?
Niztego,nizowego...nasamowspomnienie...”Nie
do​koń​czyłswo​jejmy​śli.
Anazajutrzrozgniewałsięjeszczebardziej,aletym
razemuznał,żejestocoiżemarację;„tobyłajuż
niesłychanabezczelność”:chodziłooto,żenastąpiło
czwartespotkanie.Panzkrepąwyrósłznowujakbyspod
ziemi.Wiel​cza​ni​nowspo​tkałwła​śnienaulicyowegoradcę
stanu,któregochciałprzyłapaćniespodzianienadaczy,
ponieważówurzędnik,małomuznany,był
mukonieczniepotrzebny,azarównowtedy,jakiobecnie
niemożnagobyłoprzyłapać,niechciałbowiemwżaden
sposóbspotkaćsięzWielczaninowem;Wielczaninow,
uradowany,żewreszciesięznimspotkał,szedłobok
radcystanuszybkimkrokiem,zaglądającmuwoczy
iwytężającwszystkiesiły,abynaprowadzićsiwego