Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
swojegorozumku,abyoceniaćświat.Niemabardziej
etycznegostworzeniaodciebie.
Uśmiechamsię.Niecoponuro,anapewnobardzo
żałośnie.Czasemrozmawiamztąpluszowązabawkątak,
jakbymrozmawiałzcórką.Toznaczywmawiamtosobie,
boprzecieżnigdyniegadałbymzniąwtensposób
oetyce.
PrzyciągamkusobiekartkęzkolokwiumHani.Nie
czytamanizdaniaztego,conapisaławpytaniach
otwartych.Rzucamokiemnaodpowiedzizakreślone
wczęścitestowejistawiamnapracy„4,5”.Jakąśczęść
dzisiejszegotestuzdaławpraktyce,resztajestnieistotna.
Regułki,definicje,hasła…Zakilkamiesięcyżaden
zestudentówniebędzieonichpamiętał.Wrazie
potrzebyznajdąjewinternecie.
–Przedmiot,któregouczę,jestbezsensowny–zwracam
siędomisia.–Odkryłemtodawnotemu,aleniepotrafię
siędotegopublicznieprzyznać.–Głosmisięłamie
iwciągampowietrze.Pochwilidodaję:–Brakuje
miciebie.
Pewniepowiedziałbymcoświęcej,możenawet
zacząłbymsięnadsobąużalać,jaktosięzdarzyłojuż
kilkukrotnie,leczwywódprzerywadzwonektelefonu.
Nieznanynumer…Ofertafotowoltaiki?Ubezpieczenie
alboratakredytu?Czasemjednakczłowiekwinienjest
telemarketerom,bypoprostupodnieśćsłuchawkę.
Winienjesttowłasnemudobremusamopoczuciu.
–Tak?Halo?
–PanieMartin…–Jaknatelemarketera,jegogłosjest
zbytzdenerwowany.Pochwilipadadalszaczęśćzdania:
–Pańskażonamiaławypadek…Jestwszpitalu.
8