Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bodochłopcówztakichksiążekmiałamnajwiększą
słabość.
–C-cotytutajrobisz?–wykrztusiłampochwili
niezręcznejciszy.
–Twojamamapowiedziała,żekazałaśmitutajprzyjść
–oznajmiłzszelmowskimuśmiechem.–Takodrazu
zapraszaszchłopakówdosypialni?Odważnajesteś.
–Zerknąłponadmoimramieniem.
–Popierwsze,Elizabethtoniemojamatka.
–Uśmiechnęłamsięprzebiegle.–Podrugie,wcalenie
kazałamcituprzychodzić.Kłamała.Apotrzecie,
ponawiampytanie,cotutajrobisz?
Zrobiłamkrokdoprzodu.
Ułożyłamdłonienajegoklatcepiersiowejiwypchnęłam
gozmojejsypialni.Stanęliśmynakorytarzu,ajamogłam
wspokojuzamknąćzasobądrzwi.Skrzyżowałamręce
naklatcepiersiowejiwbiłamwchłopakawyczekujące
spojrzenie.
–Przyszedłemzapytać,kiedyzaczynamytreningi.
Jeszczekilkasekundtemubyłamzdenerwowana,ale
terazmojazłośćsięgnęłazenitu.
–Ktocipowiedział,żewogólejezaczniemy?
–Zatrzymałamnanimdługiespojrzenie.–Wydawało
misię,żeciszazmojejstronybyłajasnąoznakątego,
żesięniezgadzam.JeżeliniezrozumieliścietegozJaxem,
chętniepowtórzętorazjeszcze.
–Wyluzuj,twójprzyjacielprzekazałmi,żenicztegonie
będzie.–Parsknąłśmiechem,poczymspojrzałnamnie
zpowagąidodał:–To,żetutajjestem,tomojawłasna
inicjatywa,jegowtoniemieszaj.
Zdziwiłamsięnatesłowa.
–Możepowinienemzacząćodpoczątku,żebyrozluźnić
atmosferę.–Poprawiłkołnierzykkoszuli.–Jestem…–Już
chciałwystawićdłońwmojąstronę,leczprzerwałam
muwpółzdania.
–Wiem,kimjesteś,Victor.Darujsobie–rzuciłam,
mierzącchłopakaodstópdogłówchłodnymspojrzeniem.
–Odpowiedźnadalbrzminie.Niebędęztobątrenowała.
–Wiesz?–zdziwiłsię.–Cholera,faktyczniewnaszym