Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
L
chciałojejsięotwieraćoczu.Myślałaotym,
eżaławciepłej,pachnącejświeżościąpościeli.Nie
cowydarzyłosięostatnio.Najpierwdostałalist–pismo
urzędowezośrodkapomocyspołecznejzmałej
miejscowościnaMazurach,późniejodbyławielogodzinną
podróż,spotkałasięzobcąkobietą,rzekomorodziną.
WielelatbyłatylkozmałymMaćkiem,czasemmieszkał
znimiArtur.Niebyłoprzynichrodziców,ciotek,wujków,
sióstr,braci.Nikogo.Taksięwichżyciupoukładało,
żebylizupełniesami.Zawszebyłtodużyproblem,ale
dowszystkiegomożnasięprzyzwyczaić.Dosamotnych
wieczorówiświątspędzanychtylkozdzieckiem.
Ażdoteraz,gdynaglejakgromzjasnegoniebaspadła
naniąwiadomość,żegdzieś,wcalenietakdaleko,była
jakaśrodzina.BabkaGertruda.
Cóżtozaimię
,dziwiłasię
Julka.
Byłomroźne,styczniowepopołudnie,drugidzieńroku.
Wracaładodomuzpracy,naklatceschodowejspotkała
listonosza.
–Dzieńdobry,paniJulianno.Wszystkiegodobrego
wNowymRoku.
–Dzieńdobry,dziękuję.–Uśmiechnęłasię.–Mam
nadzieję,żetenrokbędzielepszyniżpoprzedni.Panuteż
życzęwszystkiegonajlepszego.
Listonoszmachnąłtrzymanąwrękukopertą.
–Mamdlapaniprzesyłkę.Jeszczechwilaibyśmysię
niespotkali!Imusiałabypaniiśćnapocztę.Proszę
podpisać.
Podsunąłjejpodnoskwitariusz.
–Tak,jużpodpisuję.–Niepatrzącnanadawcę,wpisała