Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Krzysztof.–Ale…–zawahałsię–…jeślimaszochotę,
tomożezemnąpojedziesz…–Zawiesiłgłos.
Pomyślałasobie,żebardzochętniepojechałaby
dosąsiedniejwsi,tylkocoonsobiepomyśli?Żebędzie
jeździłazcałkiemobcymfacetem?
No,raczejnie,panie
hodowcokrów,boconaprzykładnatopanażona?
Apowiedziałazupełniespokojnie:
–ChętniesięprzejadędoDźwierzut.Jeszczetamnie
byłam.
–Toczekamwsamochodzie–oznajmił,poczymzabrał
kołoiumieściłjewswoimbagażniku.
Wciągudziesięciuminutprzebrałasięwniecobardziej
wyjścioweubranie,przygładziławłosy,apochwili
podeszładostarejszafyiotworzyłajejdrzwizdużym
lustrem.Spojrzałanaswojeodbicie.Patrzyłananią
szczupłablondynkaśredniegowzrostu.Jejtwarzbyła
okrągła,ojasnejcerzeigranatowychoczach.Włosy,
krótkoostrzyżone,opadałynaczołodrapieżnymi
pazurkami.Policzkirumiane,zniewielkimidołeczkami,
czyniłypostaćmłodsząniżbyła.Wyciągnęłaztorebki
kredkęiwprawnymiruchamizrobiłakreskinadolnych
powiekach.Przezchwilępatrzyłanasiebie,anastępnie
zamknęładrzwiszafyiudałasiędoTrudy.Powiedziała
jej,dokądjedzieiwyszłazdomu.Pochwilijechalidrogą,
którejwcześniejniewidziała.
PodrodzemijaliposesjewBarwinach.Niektórebardzo
ładne,zadbane,zodnowionymibudynkami,pokrytymi
czerwonądachówką.Innedomyzaniedbane,rozwalające
się,podwórkazagracone,zaśmieconeróżnymi
niepotrzebnymiskarbami.Ot,zwykłapolskawieś.
Skończyłysięzabudowaniawiejskie,zaczęłysiępola
iłąki.Terazbyłyjeszczegdzieniegdziepokryteśniegiem,
uśpioneiciche,zbezlistnymidrzewami.Takbędzie
ażdowiosny,dopókinienadlecąptakiiniezazielenisię
trawa.
–JakcisiępodobająMazury?–Przerwałmilczenie
Krzysztof.–Byłaśtutajkiedyś?
–Jestemtuporazpierwszywżyciu.Nigdywcześniejnie
byłamnaMazurach…–Zaśmiałasię.–Aopodobaniusię