Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dobrzejuż,dobrze.Niechpanidzie.Wesołychświąt.
Mężczyznawyszedł,trzaskającdrzwiami.Ankaodprowadziła
gowzrokiemzwyrazemobrzydzenianatwarzy.
–Noimasz–mruknęła.–Lokalnyfolklor.Zapijaczonegęby
nawetBożegoNarodzenianieuszanują.
Poradeckiobserwowałją.Zmieniłasięodostatniegorazu.Kiedy
tobyło?Pięć–sześćlattemu,nakomuniijejstarszejcórkiErnestyny.
Wyglądaławtedykwitnąco.Szczęśliwamężatka,zakochanawswoim
tępawymkierowcy.PóźniejspotykałjąjużtylkowDzieńZaduszny,
nadgrobemojca,aleograniczalisiędokilkuzdawkowychsłów,
uściskudłoni,zawszewobecnościmęża.Dopieroterazdostrzegł,
żeschudła.Jejślicznaniegdyś,szlachetniepociągłatwarzwydawała
sięzbytsucha,couwydatniałoorlinos,ażnadtoklasyczny.Mimo
uśmiechuprzebijałzniejsmutek.Gdybymiałjąopisaćjednym
słowem,byłobytowłaśnietosłowo–„smutek”.
Uśmiechnęłasię.
–Couciebietakwogóle?Niepokazujeszsię…
Nikiforusiadłnastołkuioparłplecyościanę.
–Niemaoczymmówić–rzekł.–Bezzmian.Pracuję.
Spojrzałananiegozniepokojem.
–Stałosięcoś?
–ZaginąłstaryPietrasik.Antoni.Córkazgłosiła,żenie
magoodwczoraj.Rutynowarobota,mamnadzieję.Alefaktjest
faktem.Zaginął.
Nieodpowiedziała.Zmarszczyłaczoło,jakbycośjązastanowiło.
–Byłwczorajwsklepie.Popołudniu,międzypierwsząadrugą.
Kupiłflaszkęiposzedł.
–Wódki?
–Tak,półlitra.Zdziwiłamsięnawet,boonwódkinigdynie
kupuje.Piwotylkoalboztychdroższychwinnaniedzielę.Zresztą