Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Całydzieńpoświęciłanaporządkowaniedomu.
Spakowałaswojerzeczy,awieczorem,czującbólcałego
ciałapociężkiejpracyiprzesuwaniumebli,rzuciłasię
dołóżkaiporazpierwszyodwielumiesięcyspałajak
dziecko.
Kiedysięzbudziłanastępnegoranka,anadworze
znówszalałaśnieżyca,uniemożliwiającjejwystęp
zgitarąnarynkumiasta,impulsywniesięgnęła
powizytówkęEduardadeSouzy.Drżałyjejdłonie,
kiedywybierałanumer,aleskoropodjęładecyzję
orozpoczęciunowegożycia,niezamierzałaulec
lękowi.
–Tak,słucham?–usłyszałapokilkugłuchych
sygnałachmęskigłos.
–PandeSouza?
–Nie.Czymogęwiedzieć,zkimrozmawiam?
Topewniejegosłużący,pomyślałaizaczerpnęła
powietrza.
–MarianneLockwood.Czymogłabymprosićpana
deSouzę?
Pokrótkiejpauziemężczyznaodparł:
–Proszępoczekać.
Mariannewalczyłazesobą,bynieodłożyćsłuchawki.
Coonawłaściwiewyprawia?Niemiałapojęcia
oprowadzeniudomu,niemiałateżpojęcia,jakim
typempracodawcyjestEduardodeSouza.
–Marianne?
–Witaj,mamnadzieję,żecinieprzeszkadzam,ale
mówiłeś,że
–Potrzebujeszpomocy?–spytałszybko.
–Potrzebujępracyidomu.Czynadalszukasz