Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jązawołał.Tymrazemjegogłosbrzmiałłagodniej,
aoczywyrażałyszczerąskruchę.
–Wybaczmito,copowiedziałem.Niepowinienem
byłsiętakzachować,alenaprawdęlepiejnie
rozmawiajzemnązsamegorana,zanimniezdążę
wypićkawy.Niespałemdobrzeimusiminąćtrochę
czasu,zanimbędędostatecznieuprzejmy,
byrozmawiaćzkimkolwiek.Dziwimnie,żeRicardo
ciotymniepowiedział.Pewnieciąglewierzy,żezdarzy
sięjakiścudNieważne.–Chrząknąłipodjąłobojętnym
tonem:–Mamnadzieję,żejadłaśśniadanie?
–Tak,oczywiście.Ricardoprzygotowałwspaniały
posiłek.Wczorajniejadłamzbytdużo,więcdziśrano
byłamgłodnajakwilk.
Mariannestarałasięukryćswojeprawdziweemocje
imówićgłosemspokojnymipogodnym,aletak
naprawdęobawiałasiękolejnegowybuchuzłości
zestronyEduarda.Złości,którejprzyczynyleżały
wfizycznymcierpieniu.
–Dobrze.Możeszwrócićdoswoichzajęć.
–Przykromi,żeźlespałeś.Będępamiętała,
bynastępnymrazemniesprzątaćnatympiętrze,
dopókiniewstaniesz.
–Będęwdzięczny.
Jeszczeprzezchwilęzatrzymałspojrzenieniebieskich
oczunajejtwarzy,apotemskierowałkrokiwstronę
schodów.
–Proszębardzo.–PrzedEduardemnastole,obok
kubkazkawą,zostałapostawionaszklankawodywraz
zdwiemabiałymitabletkami.
–Powinieneśtowziąć,niewyglądasznajlepiej