Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Żartowałemodparłmiękko,rozbawionyjej
przerażonymspojrzeniem.To,comusiszrobićwtakie
mroźnednijakdzisiejszy,toprzedewszystkimrozpalić
ogieńwkominku
Mariannekończyłaodkurzanienajednymzwyższych
pięter,zastanawiającsię,ktomógłwcześniejmieszkać
wtympięknymosiemnastowiecznymdomu,którego
podłogizdobiłystareperskiedywany,aściany
pokaźnychrozmiarówportrety.Wyłączyłaodkurzacz
ipodeszładojednegoznich,byzbliskapodziwiać
dziełonieznanegomalarza.Zapewnekiedyś
tarezydencjabyławłasnościąjakiegoślordaijego
żony.Jużwidziaławwyobraźnipięknąparę:
onwciemnymsurducie,aonawdługiej,powłóczystej
suknizgorsetem,obowiązkowozwachlarzemwdłoni.
Możemielidzieci?Napewno.Paręrozkosznych
cherubinkówozłotychkędziorachisłodkich
twarzyczkach.
Przezmomentzastanawiałasię,czyonasama
chciałabymiećdzieci.Wiedziałajednak,żebez
względunachęci,macierzyństwonigdyniestaniesię
jejudziałem.Donalprzecieżnieżył,apozatymon
Niechciałaotymmyśleć.Złapałaodkurzacz
zarączkęiwyszłanakorytarz.Wtymsamymmomencie
drzwinaprzeciwkorównieżsięotworzyłyiujrzała
wnichswojegopracodawcę.Ubranybwciemne
dżinsyidrogiciepłysweter,znakomiciekontrastujący
zjegociemnąkarnacją.
DzieńdobryzawołałaMariannewesoło.
Następnymrazem,jakbędzieszchciałaodkurzać,
zacznijoddolnychpięteriniewchodźtu,dopókinie