Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odparłaKatarzyna–zresztąniepańskatowina,
żeznajdujeszprzyjemnośćwprzebywaniuzemną.
Nastąpiłachwilamilczenia.
Nicwtymniebyłodziwnego:biednedziecitylesobie
powiedziaływtakniewieluwyrazach.
–Ale–zauważyłPitou–niemogęprzecieżpozostać
wdomu,nicnierobiąc.Czymsiębędęzajmował?
–Będziepanrobiłto,cojarobiłam,będzieszrobił
rachunkizesługami;obliczałdochodyiwydatki.Wszak
umiepanliczyćzapewne?...
–Umiemczterydziałania–odpowiedziałzdumąPitou.
–Azatemojednowięcejodemnie–rzekła
Katarzyna.–Janiemogłamnigdydojśćdalejjak
dotrzeciego.Mójojciecskorzystazatem,mającpana
zabuchaltera;aponieważijaskorzystamnatym,ipan–
więcwszyscyskorzystają.
–Cóżpaninatymskorzysta?–zapytałPitou.
–Czas,któryzużytkujęnarobieniesobieczepeczków,
żebybyćładniejszą...
–E!–rzekłPitou–panijestibezczepeczkówbardzo
ładna.
–Byćmoże,aletogustpańskitylko–odparła,śmiejąc
sięmłodadziewczyna.–Zresztąniemogęiśćwniedzielę
natańcedoVillers-Cotterêtsbezczepeczka.Tylko
wielkimpaniom,mogącympudrowaćwłosy,wolno
chodzićzgołągłową.
–Paniwłosyładniejszebezpudruniżinnepudrowane–
powiedziałPitou.
–No,no!Widzę,żepanjesteśwzapalemówienia
mikomplementów.
–Nie,pani,jategonieumiem,bomnietegouojca