Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nie,nieee...zmatkąodrazu...Martwiłemsięociebie,atak
naprawdęto,gdziewłóczyszsięponocach?!Dzwoniłemchybaze
trzystarazy,prawiechciałemwłamaćsiędotwojegomieszkania,bo
możeleżysztami…–spowiadałsięBogumił.
–Dlaczegozarazmamleżećtrupem,anawetgdyby,toitaknie
mógłbyśniczrobić–odpowiedziałamtrochęzła,niepatrzącnanie-
go.–Byłamwteatrze...Wpadniesznagórę,możenapijeszsiękonia-
ku,samwyglądaszjakrybawyciągniętazwody!–skomentowałam,
zmieniająctemat.–Przecieżmaszklucze,dlaczegoniepojechałeś
windąnagórę?
–Nie...Niewpadnę...Martwiłemsiętylkoociebie...No,alejuż
lecę,bomamjeszczesporopracy–tłumaczyłsię,apotemwstał
izacząłpoprawiaćprzemoczonypłaszcz.
Zmęczonaizmarzniętaweszłamdomieszkania.Zdjęłambuty
zrypsunawysokimobcasie,mokreiciężkieodwodywylądowały
zhukiemwdrodzedokuchni,apękkluczyspadłgdzieśwoko-
licachłazienki.Torbazwielkimperłowymzamkiemiwieczorowy
jedwabnypłaszczleżałybylejaknaśrodkupodłogiprzywejściudo
sypialni.Czarnajedwabnasukniawpinałamisięwewszystkiezaka-
markiciała,chybaskurczyłasięnadeszczu,poparuminutachona
teżzajęłamiejsceobokpłaszcza.
–Och,nareszciebeztegomokregojedwabnegopancerza!–na-
rzekałamsamadosiebie,idącwkierunkukuchniinaciągającna
gołeciałoszlafrokcienkijakpajęczyna.
Nablaciekuchennymstałkartonzbutelkamiczerwonegowina,
któredostałamwprzesyłcezParyża.Wlałamtrunekdodużegokie-
lichaiprzełknęłampierwszyporządnyłyk,mrużącprzytymoczy.
Przeszłamdopokoju,wktórymjedynymmeblembyłdużyskó-
rzanyfotelwkolorzekościsłoniowejilustrowszerokich,złotych
ramachwstylurokoko.Pamiętam,żekupiłamjenaaukcji.Być
możewisiałogdzieśwsaloniewpałacuujakiejśfrancuskiej,amoże
10