Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Rozumiem.
–Podobnopanisynjestekspertemodjegotwórczości?
–Nieznamsięnatym–odparła.–Fredinteresujesięwieloma
różnymiartystami.Zamierzaztegożyć.
–Jakowłaścicielgalerii?
–Chciałbydotegodojść.Alenatopotrzebnyjestkapitał.Amynie
jesteśmynawetwłaścicielamidomu,wktórymmieszkamy.
Podniosławzroknawysoki,szarybudynek,jakbybyłonźródłem
jejwszystkichzmartwień.Zumieszczonegopodsamymdachemokna
jejmążprzyglądałsięnamjakzamkniętywwieżywięzień.Wykonała
otwartądłoniągest,przypominającyruchzawodnikapchającegokulę.
Johnsonwycofałsięwciemność.
–Nękamniemyśl–powiedziała–żepewnegodniawypadnie
przezktóreśztychokien.Dotądodczuwabiedakskutkiobrażeń,
jakichnabawiłsięnawojnie.Czasem,kiedybardzomudokuczają,
padajakdługinapodłogę.Zastanawiamsięstale,czyniepowinnam
oddaćgozpowrotemdoszpitaladlainwalidówwojennych.Alenie
mamserca.Jesttuznamiotyleszczęśliwszy.Fredijanaprawdę
tęskniliśmyzanim.AFrednależydomłodychludzi,którzypotrzebują
ojca.
Jejsłowabyłyniezwykleczułe,alewypowiadałajezupełnie
obojętnymgłosem.Wpatrywałasięchłodnowmojeoczy,próbując
odczytaćmojąreakcję.Doszedłemdowniosku,żeobawiasięolos
swegosynaipospieszniepróbujesklecićwizjębezpiecznegogniazda
rodzinnego.
–Czywiepani,gdziemógłbymznaleźćFreda?
–Niemampojęcia.Możebyćnaterenieuniwersytetualbo
wmuzeumlubwjakimkolwiekpunkciemiasta.Jestbardzoaktywny
iciąglegdzieśbiega.Jeśliwszystkopójdziedobrze,wiosnąprzyszłego
rokumarobićdyplom.Jestempewna,żemusięuda.
Kilkakrotniekiwnęłagłową.Alepowtarzałatengestzponurą
desperacją–jakkobietabijącaczołemościanę.
Jakgdybywodpowiedzinajejsłowaodstronyszpitalanadjechał
stary,niebieskiFord.Zbliżywszysiędonaszwolniłiskręciłwstronę
krawężnika,byzatrzymaćsiętużzamoimwozm.Siedzący