Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czwartasalwarozbrzmiałajakośszczególnie,bardziej
nieprzyjemnieiniepokojąconiżpozostałe.Rzuciłem
termęŁomowi,abysięgnąćpomojąkamizelkę.
Pamiętamjeszcze,żezdążyłemusłyszećspadającąminę
iniemalnatychmiastcośwybuchłobardzobliskomnie,
zatykającmiuszy,aodłamkirozsypującwsitowiu.
Se​kundępóź​niejznowutosamo,poczymza​pa​dłaci​sza.
Wszy​scycali?
Tak.
No.
Łom,bie​gnijnagóręizo​bacz.
Sennośćustąpiła,puściłynerwy,więczachciałosię
jeść.Naszczęściewplecakuznalazłasiępaczka
krakersówTuk,dużysnickersibutelkawody.
Sie​dzie​li​śmywetrójkęiuważ​nieprze​żu​wa​li​śmy:
Łom,gdzieterma?
Zo​sta​wi​łemnagó​rzeobokka​ra​binu,przy​nieść?
Nie,alenieróbtakwię​cej,niezo​sta​wiajjej.
Do​bra.
Miałemogromnąochotęnakawę.Wziąłem
jednorazoweopakowaniejacobsaidwiesaszetkicukru,
apotemwszystkonarazwsypałemdogęby.Łom,
uśmiechającsię,patrzyłzezdziwieniem,jakkrzywięsię
iroz​pusz​czamwustachpo​bu​dza​jącypro​szek.
Dajmitrochęwody,kurwa,cotaksiedzisz.Jestem
starym,chorymczłowiekiemuzależnionymodkofeiny!
Ha,ha,ha!
Subtelniezapalającpapierosa,poczułemwrdzeniu
kręgowymspojrzenienamoichplecach...ale
po​wstrzy​ma​łemsięinieod​wró​ci​łem.Bezter​mo​wi​zoranic
niewidać,aprzezniegotyle,conic(napewnocośmisię
prze​wi​działozner​wów).