Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czekaliśmydalej.Łomniezmiennieleżałnagórze,więc
myzCzeczenemniebyliśmydopuszczenidoPKM-u.Od
czasudoczasuwchodziliśmydoniegonapogawędkę,
aprzezresztęczasusiedzieliśmywmilczeniunadole.
WpewnymmomencieCzeczenodwróciłsięgwałtownie
dotyłuidługowpa​try​wałsięwza​ro​śla.
Cotam,teżcościsięprze​wi​działo?
Ato​bie?
Kiedypa​li​łem,wy​da​wałomisię,żektośpa​trzy.
Tak,miteżwła​śnieprze​szedłdreszczpople​cach.
Milczeliśmy,czekaliśmyiwpatrywaliśmysię
wchasz​cze.
Oczekiwaniedobiegłokońca,gdyŁomztermowizorem
stoczyłsięnadół.Oczymiałszerokootwarte,agłos
za​nie​po​ko​jony:
Chło​paki,ktośtamcho​dzi,tylecowi​dzia​łem.
Wskazałpalcemwstronęnaszejpozycjinalewej
flance.
Tamjestnaszpunktoporu.
Stome​trówodnas?
Nie,ja​kieśsie​dem​set...Dajtermę.
Ostrożniewspiąłemsięnaśrodekwzniesienia,
położyłemsięnaboku,zdjąłemzabezpieczenie,
położyłemAKMoboksiebieizacząłemobserwowaćtył
przezkamerętermowizyjną,zastanawiającsięnad
moż​li​wymiwa​rian​tamiroz​wojuak​cji.
Małoprawdopodobne,żewyczailinas,kiedy
zajmowaliśmypozycjęczyrwaliśmytrawę.Skorosię
namizainteresowali,tocośmusiałopójśćnietak...Ups!
Acotakiegowidaćprzezkamerę?Ach,powalonakłoda...
Chujowewejście.Najprawdopodobniejtrafiliśmypod
moździerz,dlategoniewaliliwstronęzgranatnika.