Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
Igor
Kiedywchodzędoapartamentu,Olasiedzinasofie
zezwieszonągłowąinerwowopocieradłońmionogawki
czarnychjeansów.Wygląda,jakbyrobiłato,odkądtylko
tuweszła,przezcoodnoszęwrażenie,żejeślizaraznie
przestanie,tonajpewniejskończyzdwiemaogromnymi
dziuraminakolanach.
–Hej–rzucam,chowajączasiebiekwiaty.
Zapominamjednak,żesąnaprawdędługie,przez
conieumyślnie,zahaczamjednymznichofutrynędrzwi,
wywołującwpomieszczeniunieprzyjemnychrzęst.
Olaposyłamipodejrzliwespojrzenie,
ajawodpowiedziwzruszambezradnieramionami,
poczymeksponujętetrzysztuczneróże,któremiałem
nadzieję,żewjakiśpokręconysposóbwynagrodząjejto,
przezcoostatnioprzeszła…ito,conajprawdopodobniej
jeszczejączeka.
Jużmamzamiarwręczyćjejteżałosne,sztuczne
badyle,kiedynaglezauważam,żełodygajednejzróż
złamałasięwpołowie–najprawdopodobniejpodczastego
otarciaofutrynę,ajejkwiatzwisabezwładniewkierunku
podłogi.
Ztrzechróżpozostaływięcdwie.Byćmożetogłupie,
aleodrazuzaczynamsięwtymdoszukiwaćjakiejś
symboliki.