Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tonicwielkiego.Iniemówhop.
Luizasięroześmiała,chociażczułalekkiniepokój,abólwdłoni
stawałsięcorazbardziejnieznośny.WLegioniecałyczasspotykała
tegotypufacetów,zresztątakjakkażdazpracującychtudziewczyn.
Natomiastpotylulatachpracypierwszyrazsamamusiałazadbać
osiebie,boMarcinniezdążyłnaczas.Niemiałanicprzeciwtemu,ale
wolałaunikaćrozgłosu.
Toznaczy,niesama.Niewiedziała,ktowylądowałbywszpitalu
zpołamanąszczęką,gdybynieinterwencjanieznajomegomężczyzny.
Chociażzdrugiejstronywielerazywidziałategorodzajuspojrzenie
ibyłapewna,żetamcifacecimieliniezłekłopoty.
–Powinnaśjechaćdodomu.Itakniedaszradypracować
zbandażem.Anajlepiej,żebyśpojechałanaurazówkę.
–PowieszMarcinowi?Właściwie,widziałaś,gdziebyłMarcin,jak
temukolesiowiodbiło?
–Tak,szedłwtwojąstronę,alepodrodzecośsięstałoimusiał
działać.Chybawidział,żesobieradzisz.
–Dziwne…–Klaudiapopatrzyłananiązniezrozumieniem
woczach.–Nic,nieważne.Dobrze,żetenmężczyznamipomógł.
–Tenczarnowłosyprzystojniak?Ciekawe,ktotobył,pierwszyraz
gowidziałam.
–Ciekawe.–Luizęprześladowałyjegostaloweoczy.Znowu
poczułauciskwklatce.–Pomożeszmiwłożyćkurtkę?Jednaksama
poszukamMarcina.
–Jasne.
Dziewczynaubrałasięzpomocąkoleżanki,zarzuciłatorbę
naramięiruszyławstronędrzwi.Jużmiałasięgaćdoklamki,gdy
tesięotworzyły.Odskoczyłazwinnie,patrzącwbrązoweoczy
Marcina.TaksowałuważniekażdycalciałaLuizy,ażspocząłwkońcu
nabandażuimruknąłprzekleństwo.