Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
strachostanwłasnegozdrowia.Zadrżała.Tobędzieciężkisemestr.
Dziewczynamiałanadzieję,żeniepotwierdząsięobawyzakopane
głębokowumyśle.
Idępokawę,chceszcoś?
Nie,dzięki.Zajmęmiejsca,alewracajszybko.
Dobrze,mamo!
Luizasięuśmiechnęła.Dobrze,żemiałaprzysobie.Sandrabyła
kotwicątrzymającąnapowierzchni.Noirobiłazaniąnotatkicały
dzień,cobyłobardzosatysfakcjonujące.
Gdydotarładosaliwykładowej,oczywiściezkubkiemgorącej,
czarnejkawy,okazałosię,żeprowadzącegojeszczeniema.
PrzepchnęłasiędomiejscaprzySandrze,przeklinającswoje
uzależnienieodkofeiny.Dośćciężkomanewrowałosięmiędzyludźmi,
jednocześniepilnując,byniewylaćnanichdrogocennegopłynu.
Nonareszcie.Dziwnasprawa,salęotworzyłajednazdziewczyn,
mówiąc,żewykładowcazarazprzyjdzie.Sandrapochyliłasię
doprzyjaciółki.Ciekawe,jakwyglądatenDrwal…
Drwal?Oczymtymówisz?
DoktorDawidDrwal.Będziemiałznamidiagnozę
iseksuologię.
Skądtowiesz?Niebyłomniemaksymalniepięćminut!
Wiesz,żelubięplotki.
Wiem,wiem.Alewygryzłdwóchwykładowców?Ciekawe…
Luizapogrążyłasięwmyślach.Jakzwyklesiedziałyprzyoknie
idziewczynazapatrzyłasięnaodjeżdżającezparkingusamochody.
Słońcepowolichyliłosiękuzachodowi,tworzącpiękną,
pomarańczowąłunę.Odbijałosięrefleksamiwszybachpojazdów
iniewielkichkałużachpozostałościachpojesiennych,chłodnych
opadach.Zapowiadałosięznowunadeszcz,woddaliwidziała
zbliżającesięciemnechmury.