Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Pójdzieszdzisiajdoniegoimupowiesz.–Ujęłatwarz
przyjaciółkiwdłonie,zieloneoczybłyszczałyodłez.–Iniewierzę,
żecięodrzuci.To…–wskazaładelikatnymruchemgłowynajej
brzuch–jestcud.Nigdydotejporyniesłyszanoowspółpracyobu
stron,acodopierooromansie.Towogólenigdynieprzychodziło
nikomudogłowy.Wiesz,żeniejesttofizyczniemożliwe.Tojestcud.
Maszwsobiecud.
–Cud,którykażdybędziechciałzdobyćdowłasnychcelówalbo
zabić.–Weronikazamknęłaoczy.–Przecieżonabędzietaka
potężna…
–Ona?–Sarapopatrzyłanaprzyjaciółkęzdziwiona.–Jaktoona?
Przecieżtoczwartytydzień.
–Mamwizje.
–Powtórz.
–Odkądjestemwciąży,mamwizje.Iwieszdokładnie,żenie
sąmoje.
–Jaktomożliwe?
TrzaskgałęziobudziłinstynktSary,któraodwróciłasię
gwałtownie,zasłaniającprzyjaciółkęwłasnymciałem.Poczuła,jak
Weronikaodwracasięplecami,chroniąctyłyswojejpartnerki,jednak
kobietawiedziała,żejedynezagrożenieczaisięprzednią.
Patrzyłanawysokiegomężczyznęubranegowczarneskóry,
uśmiechającegosiępaskudniewichkierunku.Otaczająceichdrzewa
zasłaniaływidokciekawskichoczunatęscenęinadługiesztylety
znajdującesięwmasywnychdłoniachintruza.Kobietabyławściekła,
żezeszłyzgłównejalejki.Wśródludzibyłybyowiele
bezpieczniejsze.
–Niepowinnaśjejbronić.–Głosmiałrównieokropnyjak
uśmiech.–Wynaturzeniewjejcieleniemożeujrzećświatła
dziennego.