Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Connor
Zafiksowałemsięnapunkcietejmałejdotegostopnia,
żeterazcodziennieranowstaję,bymócspędzić
ztądziewczynąchoćkilkanaścieminut.
–Cześć,Ve.Niemów,żemaszzawszenatęsamą
godzinę,coja,bowtonieuwierzę.–Wyrazjejtwarzy
wskazujenato,żeniejestzadowolonaznaszego
spotkania.
–Cześć,Abbs.Akuratdziśpoprostuzaspałem,
toprzypadek.
–Skorotakmówisz–odpowiada,kupującmojemałe
kłamstewko.
Zadajęjejkilkapytańtylkopoto,bymócsięnanią
gapić.Czujęciepło,jakieodniejbije,gdyprzypadkiem
muskamjąramieniem.Pogodajestśrednioprzyjemna,
piździ,przezcocałynosekmaczerwony,austaniemal
sine.
–Zimnoci?–pytam.
–Tak,nieznoszęzimna.Gdyjestmniejniż
dwadzieściapięćstopni,tomojeciałoczujedyskomfort.
Kochamciepło,awzimieobojętnie,czegobymnie
ubrała,wieczniemichłodno.Czemupytasz?Pewnieprzez
nosiusta?
–Dokładnietak.Pozatymmamtaksamo,zawsze