Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Bardzodobrze–odrzekłpanWinkle,myślącwduchu,żebardzo
źle.
–ZnaszpanwarownięPitt?
–Widziałemjąwczoraj.
–Więcpójdzieszpanpolemkołowałów,potemścieżkąnalewo
odrogufortyfikacji,dalejprosto,ażtamgdziejastaćbędę.Następnie
pójdziemyrazemwmiejsceustronne,gdzierzeczodbędziesiębez
żadnejprzeszkody.
„Bezprzeszkody!”–pomyślałpanWinkle.
–Sądzę,żeniemamynicwięcejdoustalenia.
–Zdajesię,żenie.
–Awięcżegnam.
–Żegnam.
Ioficerodszedł,pogwizdująckontredansa.
Przyśniadaniu,wdniutym,byłojakośniewesołonaszym
podróżnikom.PanTupman,poniezwykłychwybrykachubiegłejnocy,
niebyłwstaniepodnieśćsięzłóżka;panSnodgrasszdawałsię
doświadczaćpoetycznegoprzytłoczeniaumysłu;sampanPickwick
okazywałniezwykłąskłonnośćdosodowejwodyimilczenia;
codopanaWinkle’a,tenprzedewszystkimszukałsposobności
porozumieniasięzeswymświadkiem.Sposobnośćtanadarzyłasię
wkrótce:panSnodgrasszaproponowałzwiedzaniezamku,aponieważ
zcałegotowarzystwajedentylkopanWinklebyłusposobionydotej
przechadzki,więcposzliwedwóch.
–Snodgrass–rzekłpanWinkle,gdyznaleźlisięnaulicy
–Snodgrass,mójprzyjacielu!Powiedzmi,czymogęliczyćnatwoją
dyskrecję.
Amówiącto,pragnąłgorąco,byniemógłliczyćnanią.
–Możesz–odparłpanSnodgrass.–Przysięgam…
–Nie,nie!–przerwałpanWinkleprzerażonymyślą,iżprzyjaciel