Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
transporteropancerzony.Ulicamicokilkadziesiąt
metrówsunęłypatrole„zomitów”wielkichchłopów
whełmachzpodniesionymiprzyłbicami,zbrojnych
wdłu​giepałki,ra​kiet​niceipi​sto​lety.
Przedemnąszłagrupkamłodzieży,opowiadalicoś
ozajściachz31sierpnia.Łapałempojedynczesłowa.
Jużpodchodziłem,byichzagadnąć,szczególnie
jednegozobandażowanąręką(ranny?),kiedy
za​in​te​re​so​wałsięnimipa​trol:
Le​gi​ty​ma​cjepro​szę!Coturo​bi​cie?
Szybkoprze​sze​dłemnadrugąstronęulicy.
Przedsklepemnawiązałemrozmowęzkobietą
zwózkiem.SpytałemoulicęSzkolną,gdziemieszkał
mójgórnik.Wskazałakierunek,spytałem,czyjest
zLubina,czymożebyłatuwewtorek...Wtym
momenciezesklepuwyszedłmąż,spłoszyłasię,
ode​szli.
KolejnapróbakołodworcaPKS.Mężczyzna,koło
czter​dziestki,spo​kojny,so​lid​niewy​glą​da​jący.
UlicaSzkolna?
Pro​stoiwprawo.
Możeidziepanwtymkie​runku?
Ka​wa​łek.
Mogępo​dejśćzpa​nem?
Itak,odsłowadosłowa,za​cząłmó​wić.