Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nieznajomy,wciążsięrozglądając,usiadłnaławceizjakąś
szczególnąpieczołowitościąpołożyłoboksiebiesiekierę.
—Czytożonatwoja—tasiekiera?—pijanymgłosemzapytałgo
jedenzżołnierzy.
Chłoppowolniepodniósłnapytającegonaglezabłysłeoczyi
cichym,jakimśskradającymsięgłosemodpowiedział:
—Różniludziskabłąkająsięterazpolasach,więczsiekierą
bezpieczniej...
Zamilkłizacząłchciwiepićgorącąherbatę.Jednakżezauważyłem,
żekilkarazyostrożniemisięprzyglądał,aoczyjegoustawicznie
biegałypoizbie,jakgdybyszukającodpowiedzinajakieśwątpliwości.
Napytaniażołnierzynieznajomyodpowiadałoględnieipowolnie,a
potempostawiłswójkubek,wywróciwszygodnemdogórynaznak
zadowolenia,irzekł:
—Pójdęnachwilędoswegokonia,azarazemiwasze
rozkulbaczę...
—Oj,dziękuję—zawołałmłodszyżołnierz,prawiejużśpiący.—
Niezapomnijtylkoprzynieśćdoizbynaszychkarabinów...
—Dobrze!—odezwałsięchłop.
Bolszewicypokładlisięnaławce,zostawiającdlanastylkopodłogę,
ijużniesłyszeli,gdypowróciłnieznajomy,który,rzuciwszyterlicę
wojłokowąnaziemię,położyłsięnatychmiast.
Żołnierzeichłopjużdawnospali,gdyjawciążjeszczeplanowałem,
comamdalejczynić.Zasnąłemnadsamymrankiem,agdymsię
obudził,chłopajużwizbieniebyło.Wyszedłemzchatyizobaczyłem,
żekulbaczydobregogniadegoźrebca.
—Odjeżdżacie?—zapytałem.
—Tak...pojadęrazemztymi...„towarzyszami“,—szepnął,—
przedwieczorempowrócę.Czekajcienamnie!...
Nierozpytywałemgoonic,odpowiedziałemmilczącemskinieniem
głowy.Onzaśtymczasemodwiązałodswegosiodładwaciężkiewory,
rzuciłjeprzyścianiewspalonejczęścichaty,uważniezbadałuzdęi
strzemiona,irzekłzuśmiechem:
—Gotowe!Terazpójdęobudzić„towarzyszy“.