Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zlaboratoriumtakgwałtownie,żenawetniemiałam
szanssiępożegnać.Idącszybkimkrokiemkorytarzem
uczelni,rzucaławyzwiskamipodadresembrata.
–CholernyMartin!PieprzeniWanke!Jaimpokażę,jak
zostanę…
Stanęłamjakwryta,gdydotarłydomniesłowa
przyjaciółki.Poczułamsiętak,jakbyktośrozpaliłpodłoże,
naktórymstałam.Wmojejgłowiewybuchłwulkan,ale
robiłamwszystko,abynadsobązapanowaćiniepokazać,
jakto,cousłyszałam,mnąwstrząsnęło.Przecieżmogłam
źlezrozumieć.Przecieżtoniemożliwe…
Miichwilęzajęło,zanimsięzorientowała,żezaniąnie
idę.
–Cosięstało?–spytała,odwracającsięgwałtownie
ipatrzącnamniezaskoczonymwzrokiem.
–Copowiedziałaś?PieprzeniWanke?
Modliłamsię,abyzaprzeczyła.Abystwierdziła,żesię
przesłyszałam.Żetonazwiskobrzmiałoinaczej.
–NoWanke…Wanke…tobyłMartinWanke
–wyjaśniła,awjejgłosiedałosięsłyszećodrazę.–Amój
cholernyojciecto„TenSigmundWanke”.
Wypowiadająctrzyostatniewyrazy,pokazałapalcami
znakcudzysłowu,jakbynapodkreślenie,żejejojciecjest
znanąosobistością.
Zrobiłosięsłaboimiałamochotęwymiotować.
Zrozumiałamwreszcie,dlaczegomojaintuicjatak
wystrzeliła,gdyzobaczyłamMartina.Idlaczego
wydawałamsięmutakaznajoma.Cieszyłamsię,żenie
udałomusięodrazupołączyćwszystkichkropek,więc