Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
niepokojącego,proszęnasotymnatychmiastpowiadomić.
–Oczywiście.
Półelfkarzuciłaostatnieciekawskiespojrzenienieumarłym
szczurom,anastępniepożegnałasięiwyszła.
Bastianodetchnąłzgłośnymparsknięciem.
–Tobyło…dziwne–skomentował.
–Myślicie,żetoLipowska?–spytałazaniepokojonaFlorka.
Izabelaskrzywiłasięnieznacznie.
–Niekoniecznie.Sądzę,żetosytuacjaanalogicznadosąsiadów,
którzysięniecierpiąidonosząnasiebie.Ludzienieufają
nekromantominieumarłym.Toniebyłbypierwszyraz,kiedyzarzuca
misiępokątneożywianietrupów–mruknęłagorzko.
–Pocowogólemiałabyśożywiaćzombiaki?–spytałretorycznie
Bastian,krzyżującręcenapiersi.–Ikomuprzeszkadzająlicze
wlecznicy?–Posekundzieparsknął.–Hehe.Liczneliczeleczą
wlecznicy.
Florkazaśmiałasiębezprzekonania.
–Alenicnamniezrobiąbezdowodów,prawda?
–Tymbardziej,żeniemaczegodowodzić.Nodobra,wracam
domojejkupy–powiedziałmarkotnymtonem.–Niewołajciemnie,
pókiZielonkanieprzyjdzie.
Odwróciłsięiodszedł.PodrodzepoczochrałFlorkę,
zacoprychnęłananiegojakkot.
ZostałazIząwgabinecie.Podeszładoszafekizaczęłaprzeglądać
zapasystrzykawekiigieł,bysięczymśzająć.Wciążczuła
nieprzyjemnyuciskwtrzewiachiroztrząsaławmyślachkwestię
donosu.Nawetjeślibyłytokłamstwa,wieśćorzekomychtrupach
zwierzątożywianychprzezlekarkę-nekromantkęzapewnerozniesiesię
pookolicy,ichoćIzamiaładobrąreputację,nieznaczyłoto,żektoś
niedawiaryplotkomowypuszczaniudolasuzwierzęcych
zombiaków…
Zzadrzwidobiegłopiskliweszczeknięcie.Florkaprzeczesaławłosy
izajrzaładopoczekalni.
Dogabinetuwszedłmężczyznaubranywczarnąkoszulkęzlogo
jakiegośzespołuiwytartedżinsy.Miałprzetykanesiwiznąwłosy
sięgającezałopatki,długąkoziąbródkę,twarzpomarszczoną
odsłońcaicałeciałowtatuażach.Wyglądałjakrockandrollowiec,
któryprzezpięćdziesiątlatnieprzegapiłanijednegokoncertu
izbiegiemlattylkoprzybywałomuenergiiżyciowej.Pozornie
wydawałsięgroźny,alebiłaodniegotakaserdeczność,żemiałosię